Translate

poniedziałek, 7 września 2015

Filmowy poniedziałek

   Dziś zaczniemy na luzie bez wielkich uniesień. W piątek wieczorem miałam chwilę czasu, więc postanowiłam obejrzeć film, który po prostu kocham. Być może wielu z was o nim słyszała, a jak nie to polecam.



Prawo Bronxu (oryg. A Bronx Tale) – film z 1993 roku w reżyserii Roberta De Niro na podstawie sztuki Chazza Palminteriego. (Źr. Wikipedia)

   Film opowiada o chłopcu imieniem Calogero, który wychował się w Bronxie. Za czasów, gdy biali i czarni prowadzili ze sobą spory i bójki. Jako mały chłopiec podziwiał niemal jak Boga gangstera zwanego Sony. Mężczyzna w ogóle nie zwracał na niego uwagi aż do pewnego dnia kiedy malec był świadkiem nieprzyjemnego zdarzenia. Od tej chwili zaczęła się ich znajomość.

Google grafika

   Bardzo przypadły mi do gustu postacie. Szczególnie główny bohater. Chłopak ciekawy świata i nie rozumiejący pewnych spraw. Nieświadomie stacza się na dno wpadając w niewłaściwe towarzystwo. Dobry dzieciak w świecie przepełnionym nienawiścią i rasizmem.
   Sony jako boss też jest moim zdaniem genialnie pokazany. Człowiek, który jest przywódcą gangsterów tak na prawdę jest dobry i niezwykle inteligentny. Wychowuje malca niemal jak swojego syna ucząc go co jest właściwe a co nie.
   Chociaż postaci drugoplanowe zostały lekko spłycone to podoba mi się pokazanie ich głupoty i bezmyślności. Mam tu na myśli przyjaciół Calogero - Mario, Śliskiego i pozostałych. Tak bardzo chcieli dokopać czarnym, że nie zastanowili się jakie będą konsekwencje ich nieprzemyślanych działań.

Google grafika


   Otoczenie również jest dla mnie na plus. Z pozoru zwykła dzielnica, a jednak rządząca się swoimi własnymi prawami. Każdy zna każdego, a jednocześnie jakby nikogo nie znali. W sumie minusów jakoś szczególnie nie wyłapałam. Jedyne co mnie zawiodło to nagły brak matki kiedy główny bohater podrósł. Nagle wyparowała z całej fabuły.
   Na akcje też nie narzekam, aczkolwiek Calogero mógł zrobić kilka większych przestępstw, które by pokazały jak rzeczywiście popadł w kiepskie towarzystwo.



   Myślę, że jeśli ktoś zrozumie fabułę to film idealnie wprowadza nas na tor refleksji i przemyśleń. Przyznam szczerze, że niektóre żarty czy momenty z filmu zrozumiałam dopiero teraz, gdy dojrzałam. Czasem nie jesteśmy wstanie pojąć czegoś oczywistego, jeśli do tego nie dorośniemy. Film pokazuje, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Często zastanawiam się czemu nadal trwa walka między czarnymi i białymi. W zasadzie różni nas tylko kolor skóry. W końcu i jedni, i drudzy są dobrzy oraz źli. Czarny czy biały dla mnie każdy jest bratem. Nie chcę zmieniać na siłę poglądów innych ludzi, w końcu każdy ma prawo wyboru. Jednak fajnie, by było zastanowić się nad tym, czy rasizm ma sens. Trzeba pamiętać, że nienawiść rodzi nienawiść. Agresja nie rozwiązuje problemów tylko je pomnaża. Czy zamiast atakowania siebie na wzajem nie ma innego sposobu na złagodzenie konfliktu?